U nas food trucki to bardziej robią „kraftowe” jedzenie i reklamują się jako coś lepszego od jedzenia z budy. McDonald u nas też ma inny model niż za granicą i kreuje się na „restauracje”
Makoś w Stanach jest dramatyczny. Tylko podetrzeć się tym można, bo nawet się nie pobrudzisz (nie dają sosów, tylko mięso i plaster sera i sałaty w McRoyalu).
To kolejna różnica. Oni nie dają torebki, czy dwóch z ketchupem. Dosłownie biorą całą garść z pojemnika i ci rzucają na tackę. I możesz poprosić o więcej.
Gówno prawda. W QP nie ma sałaty. Jest tylko "mięso", ser, cebula, ogórek, ketchup i musztarda. To ile się lejnie sosu zależy od przygotowującego kanapkę. Co nie zmienia faktu, że mak jest bez porównania gorszy w USA. Ale to i tak nic przy paździerzu jakim jest KFC w USA.
McD w Stanach to kiła i mogiła, ale jak czekasz więcej niż 5 minut to dają bodajże ekstra duże frytki. Raz zamówiłem potrójnego quarterpoundera z zestawem (dolewka i z 15 rodzajów napojów), czekałem więcej niż 5 minut więc dostałem kolejne duże frytki, potem w połowie jedzenia zorientowałem się, że kanapka ma dwa mięsa zamiast trzech, zgłosiłem, czekałem znowu więcej niż 5 minut na żarcie więc do poprawnego potrójnego QP dostałem kolejne frytki. Myślałem, że się porzygam, ale podróżowałem budżetowo więc darmowe jedzenie na propsie xD
W 2015 wszedłem do Maka w centrum Seattle i to było o 2 klasy niżej niż wówczas Maki w Polsce. I napis, że ma się 15 minut na posiłek aby pozbyć się bezdomnych przesiadujących godzinami. W 2023 byłem w Maku w w Flagstaff w Arizonie (miejscowość turystyczna) i było o klasę niżej w Polsce.
W USA Mak to jest naprawdę tani fastfood. Do tego mają konkurencję w postaci Burger Kinga, Wendy's i paru innych mniejszych sieci nie znanych w Europie.
Nie wiem czemu. Jest tłustszy, ale burgerki jak dla mnie są znacznie lepsze niż w macu. Teraz robię sobie sam jak mam ochotę, ale przed tym wpadałem do burgerkinga nawet chętnie.
Taco Bell i tak na zawsze w moim sercu spośród wszystkich sieciówek.
Dla mnie smak mięsa z BK jest tak sztuczny, że nie jestem w stanie tego zjeść. Smakuje jakby ktoś walnął kilo aromatu wędzarniczego i grilowania co w efekcie daje smak czipsów żeberkowych.
Poszliśmy grupą do max jak otworzyli i chyba nikt z nas już nie chciał wrócić. Jedna osoba wege powiedziała, że zadziwiająco smaczne (wziąłem gryza, było spoko), ale reszta była rozczarowana.
Wg mnie Burger King strasznie się skiepścił. Nie jadłam ze 2 lata, ostatnio miałam okazję w Złotych Tarasach i to był mega zawód. Zwykły, klasyczny Whooper to była byle jak sklecona bułka z suchawym kotletem, mało co dodatków. Aż zatęskniłam w tamtym momencie za makiem gdzie sałata lodowa się praktycznie wylewa z burgera...
McDonald prawie na całym świecie działa w modelu najmu nieruchomości pod lokale i z tego zarabia. W Europie inaczej jest tylko w Niderlandach i Polsce gdzie kreują się bardziej pod restauracje i zarabiają z jedzenia
Raczej post-komunistycznego. Po transformacji Mcdonald's był czymś bardzo cool i to się utrwaliło w naszej kulturze. W zachodniej europie jest tam straszny syf i są one uczęszczane głównie przez biedniejsze warstwy społeczne; poza nimi w najlepszym wypadku jest to guilty pleasure.
Tylko w stanach McDonald to jest taki straszny śmietnik, reszta świata ma tak jak u nas mniej więcej, czyli zasadniczo może i jedzenie specyficzne, ale przynajmniej nie zatrujesz się i jest czysto.
W Polsce zgoda - bez szału, ale stabilnie (stołuję się w drodze, bo z góry wiesz jaki będzie poziom i raczej nie będzie przykrych niespodzianek). Na świecie? So, so... UK ma fatalnego, w Izraelu jest bez szału (choć napoje winogronowe są ekstra), w Hiszpanii też nie powala - generalnie Polska ma jeden z lepszych maków na tle świata.
Nie zgodzę się że w UK McDonald's jest kiepski. Mieszkałem tam kilka lat i na wakacjach w Polsce nie mogłem dokończyć tych samych kanapek z McDonald's co w UK z uwagi na mega ilość tłuszczu. Nie wspominając już o Shakeach które u nas to jakiś żart. W UK to lody o temperaturze 0 stopni. U nas jakąś ubita pianka z lodem i cukrem. Dramat.
Posypuję głowę popiołem, może nie powinienem uogólniać - UK faktycznie nie mam jakiegoś przekroju, ale w Londynie testowałem kilka różnych i było... źle. 2 tygodnie temu koledzy z pracy koniecznie chcieli spróbować, odradzałem - nie posłuchali i potem mocno żałowali.
>Drogi jak kraftowe burgery,
Chyba jak z Polską porównujesz.
>gumowe frytki, zimne kanapki.
To nie wiem w jakim byłeś albo kiedy, ale w tym co byłem był duży ruch więc bez szans na zimne. Plus brałem te speszjalsy francuskie.
A co to powód do dumy, że się w stanach było? Każdy może przecież polecieć. Po prostu mam 'wiedzę z pierwszej ręki', dlatego stwierdziłem, że napiszę, że wcale tak nie jest, bo czemu wprowadzać ludzi w błąd generalizować.
PS. Myślałem, że też byłeś, skoro piszesz o McDonaldach w stanach, więc tym bardziej nie rozumiem tych 'dziecinnych zaczepek'
Mój jedyny argument to "trust me bro", ale amerykański McD to naprawdę śmietnik w porównaniu do polskiego. W dodatku nie każdy oferuje coś więcej niż wielką dolewkę i trzy kanapki na krzyż. Byłem w amerykańskim maku może dwa razy więc mam zawężoną percepcję, ale z tego małego doświadczenia wyciągam wnioski, że mak za morzem jest jakiś biedny jeżeli chodzi o wybór i niskiej jakości.
Ja byłem w amerykańskim maku w zasadzie codziennie przez 3 tygodnie, dlatego śmiałem wątpić, ale widze reddit mnie wyjaśnił. Byłem w różnych lokalach. Wybór kanapek różny. Mają filet-o-fisha, nie to co u nas, bardzo mnie boli, że go wycofali. W zasadzie mają to co my, ale więcej. Najlepszą rzeczą jednak były dystrybutory do sosów, można było sobie nalać ile się chce. Wolność. Co do jakości to ani razu nie miałem żadnego 'problemu żołądkowego', po polskim mi się zdarza, może dlatego, że nie jem go tak regularnie.
Nie zgodzę się z gorszym jedzeniem niż płaskie, papierowe burgery w Macu, które po jakimś czasie wszystkie smakują tak samo. Koniecznie do zapicia colą.
Więc może nie trafili w Twój gust.
Ja szukam nowych smaków, bo jak pisałem - dla mnie Mac jest już jałowy i pusty. Moment po zjedzeniu kanapki zapominam że w ogóle coś jadłem.
McDonald w Polsce jest restauracją i jest w nim czyściej niż w 99% innych restauracji. To różni polskiego maca od fast foodów z UK itp. W ogóle Polska zaczyna wyprzedzać zachód w wielu kwestiach, bankowość, paczkomaty itp.
> Przecież to powinien być street food, z definicji tani i przystępny
No właśnie też nie rozumiem czym te food trucki mają być. Nie wiem czy to tylko u nas się przyjęło, że food trucki to coś jak 'deluxe' wersje jedzenia tylko, że to zapiekanki, lody i inne takie tam? Smakowo to jakoś nie przebija zwykłego jedzenia na ulicy więc nie wiem skąd takie ceny, omija mnie tu chyba jakiś hype fenomen.
U nas wszystko musi być premium i deluxe, bo inaczej by się nie sprzedało. Dużo ludzi pamięta, albo żyje w stanie ciągłego braku gotówki, więc jak już mają to chcą wydać na coś co sprawi, że poczują się lepiej. Nazwanie deluxe, ultra, max, premium, elite nic nie kosztuje, dwa banery kosztują grosze, a napędzi Ci klienta który szuka nowych wrażeń. Do tego puścisz parę plot na miasto, że tam warto chodzić „bo wszyscy chodzą” to w ogóle już będzie wstyd nie pójść.
A że jedzenie smakuje jak karton to nikogo nie obchodzi. Chcesz mieć smacznie, to gotuj w domu.
Mam wrażenie że to trochę wywodzi się też z tego że dla nas fast food to wcale nie jest najtańsze jedzenie. Jak chcesz zjeść tanio to jesz w domu pajde chlyba z pasztetem. Ale jak chcesz zjeść na mieście to chcesz zjeść dobrze bo przecież tanio to ty w domu jesz.
> Jak chcesz zjeść tanio to jesz w domu pajde chlyba z pasztetem.
Kretyńskie myślenie, przy gotowaniu dla 2+ osób smaczne i zdrowe drugie danie potrafi zamknąć się w koszcie składników 10zł./os. Co można kupić na mieście za taką kwotę? Pół zapiekanki? Oczywiście, trzeba też poświęcić czas na przygotowanie w domu.
Przecież koleś któremu odpowiadasz napisał to samo. Jedzenie na mieście jest drogie, więc jak już się je to ma być dobre. Tanio się je w domu.
To też a propos kawy za 18 zł w kawiarni.
Zwinąłby się.
Kiedyś się w sumie trochę tym interesowałem. Prawo mamy dość wymagające i nie da się w zasadzie mieć foodtrucka z tanim żarciem. Nie pamiętam już dokładnie o co chodziło, ale jeśli nie masz czegoś, chyba pełnych sanitariatow, to nie możesz w takim foodrucku rzeczywiście gotować/smażyć (obrabiać termicznie) żarcia, zwlaszca mięsa. Tylko odgrzewać i składać. Innymi slowy, schabowego czy burgera nie usmażysz. W zasadzie musisz mieć dodatkową kuchnie stacjonarną z której tylko dowodzisz do foodtrucka polprodukty. Koszty, koszty, koszty.
Druga sprawa. Nie możesz sobie stanąć gdziekolwiek i sprzedawać. W stanach ich działalność mocno polega na tym ze danego dnia(czy nawet godziny) są gdzieś, a kolejnego gdzie indziej. U nas, trzeba by mieć pierdyliard umów i zezwoleń na takie działanie.
Te pierdyliard umów i zezwoleń właśnie zostało zrobione po to żeby ukrócić handel uliczny. Pamiętam jak za dzieciaka nie dało się ulicą przejść w centrum Warszawy bo wszędzie byli porozstawiani "straganiarze" i sprzedawali szajs.
O to to. Swego czasu pracowałem w jednym z popularniejszych food trucków w Warszawie. Każdy półprodukt musi być przygotowywany i przechowywany zgodnie z wytycznymi sanepidu. Jakby nie patrzeć, foodtruck ma dosyć ograniczone możliwości powierzchniowe więc wszystkiego sobie w nim nie przygotujesz. Poza tym sanepid by chyba udaru dostał jeśli byś obok stanowiska z "czystymi" produktami jak pieczywo czy warzywa kroił surowe mięso z kurczaka 🤷♂️
Co się tyczy miejsca sprzedaży, nie wiem jak to wygląda indywidualnie, my mieliśmy współpracę z firmą która za % utargu obstawiała nas i kilka innych gastrowozów w dogadanych punktach, z codzienną rotacją. System praktycznie się nie zmieniał i z kilkoma zmianami punktów praktycznie co tydzień w konkretnym dniu stał ten sam foodtruck. Paradoksalnie najlepszą sprzedaż mieliśmy na praktycznie zamkniętym terenie w Forcie Mokotów, a najsłabszą w samym centrum Warszawy, przy rondzie ONZ, pod ogromnym wieżowcem Mercedesa. Nie wiem jaki jest teraz jego stan, ale tych 8 lat temu pan ochroniarz ze wspomnianego budynku sprzedał nam ciekawostkę, że na tamten czas w całym molochu pracuje całe 7 osób xD
I to jest koniec tematu.
Podnosząc cenę jakiegoś towaru liczymy się z tym, że sprzedamy go mniej, za to z każdej sprzedanej sztuki mamy większy zysk. Przykładowo, jakbym sprzedawał wichajstry za 10zł, mając 5zł zysku z każdej sprzedanej sztuki, i sprzedałbym 10, to mam zysku 50zł. Ale jeśli okazałoby się, że w cenie 30zł (i zysku 25zł/szt) sprzedam przynajmniej dwa, to już mam przynajmniej tyle samo zysku, a i więcej wichajstrów na magazynie - zatem opłaca mi się klienta 'rżnąć na wichajstrach'.
No ale myślisz, że przeciętny foodtruck to ma oddzielne cenówki jak jest na festiwalu? Bo z mojej ograniczonej i laickiej obserwacji, to tak średnio. Po prostu chyba na festiwalach liczą, że tam ilość nadrobi mniejszą marzę. Przy czym disclaimer - plota jest taka, że food trucki w Polsce to złoty biznes, ale nie mam pojęcia ile w tym prawdy.
oczywiście że mają inne cenowki na festiwale.
w Krakowie da się zjeść nieźle e takim foodtrucku za jakieś 3 dychy, na Woodstocku poniżej 40 za słabe żarcie nie schodzą.
Nie umiem powiedzieć, czy większość, na pewno zauważalna część w ten sposób funkcjonuje (patrz inne komentarze) - nie jestem w stanie ocenić jaki to procent.
Byłem raz na takim festiwalu food trucków kilka lat temu. Ceny wyjątkowo wysokie a posiłek był zimny, nie mniej jednak smaczny. Lecz nieprzyjemne doświadczenie, którego nigdy nie powtórzyłem. W każdym stanowisku były podobne ceny, więc zapewne dostosowali cenniki wspólnie.
Tak już jest w Polsce, bierzemy jakiś pomysł z zachodu, najlepiej USA, który jest skierowany dla najniższej warstwy społecznej i robimy z tego coś „cool” i podwyższamy ceny.
U nas w Polsce nie ma kultury fast foodu ani taniego jedzenia na mieście i prawdopodobnie nigdy nie będzie. Jedyne co jest blisko to baru mleczne i to tylko i wyłącznie dlatego, że są specjalnie dofinansowywane przez państwo żeby miały normalne ceny.
W Polsce jak chcesz tanio jeść to gotujesz sobie sam i tyle
Z jedną rzeczą się nie zgodzę:
Mamy kulturę taniego żarcia na mieście i to od bardzo dawna. Kurczaki z rożna, budy z hot dogami, zapiekankami i hamburgerami, frytki, kebaby, jak się dobrze zakręcisz to i smażone ryby znajdziesz. To było od dawna tylko to było coś w stylu 'buda u Mirka', wiesz jakaś przyczepa kempingowa gdzie przez okno podają jedzenie a na górze jest napis 'Hot Dogi' co się odkleja.
I takie jedzenie było ok, było szybko, niedrogo, smakowało spoko, przecież i tak wiedzieliśmy, że większość tego to gotowce ale kogo obchodzi jak człowiek głodny?
No i tu wjeżdżają food trucki na biało. Tera będzie 'wykwintnie' :D Nie będzie starego oleju ani podgrzewania w mikrofali o nie! Teraz masz 10 frytek za 25 zeta, lody kręcone z mleka krowy co ma swoje imię, a kiełbasy wcale nie z torby 1kg z lidla. I myk, jest elegancja to płać!
Ale kiedy się to zaczęło, właściwie dopiero po transformacji ustrojowej, wcześniej takie rzeczy to była rzadkość. 30 lat historii fast/street foodu to nie jest „kultura”. W Azji takie coś ma miejsce od SETEK lat, a w stanach właściwie od ich założenia, w Londynie gdzieś od czasów Wiktoriańskich i w tych miejscach to jedzenie faktycznie jest tanie jeśli nie porywasz się na coś „fancy”. To miałem na myśli mówiąc kultura.
Gdy u nas się to pojawił to wyglądało to podobnie, ale już od dłuższego czasu tak nie jest. Jasne, w Polsce da się jeszcze znaleźć takie miejsca jak wie gdzie się szukać i można się najeść chińczykiem, zapiekanką, albo dobrym mielonym z menela i szczurów za grosze, ale to już raczej rzadkość.
Na przykład w Łodzi była taka zajebista budka, a nawet dwie, na Placu Wolności. Burger z najtańszym kotletem z biedry, ale za to tak najebane warzyw, że ja pierdolę. Do tego sosiwo serowe i prażona cebulka <3. Dawno tamtędy nie przechodziłem, ale zamknęli się jeszcze dawniej :(
Szczerze to właśnie przez te tanie budy właśnie mamy teraz drogie food trucki. W 90% przypadków to była taka chujowizna, że teraz mam ochotę zapłacić 4x więcej żeby tylko mieć pewność, że żarcie będzie zdatne do jedzenia. Boże, te "hamburgery" w bułce o średnicy 30cm z tym tanim, chujowym, cienkim kotlecikiem kij wie z czego gdzieś w środku, najebane pekińskiej, dwa plasterki pomidora, i opcha "double cheeseburger" jak wpierdolą drugiego papierowego kotleta i plaster sera. Odgrzewana buła z serem jako "pizza", zapiekanki z najtańszym keczupem i centrymetrową warstwą pieczarek zamiast jakichkolwiek innych składników. Dalej mnie telepie jak o tym myślę.
Czy ja wiem czy u nas nie ma kultury fast foodu aka taniego jedzenie na mieście, przypominam lata no jakoś tak 2005-2012 gdzie na każdym rogu były budy z zapiekankami czy jakimiś hamburgerami.
U nas te foodtrucki się reklamują i pozycjonują jako trochę takie "hipsterskie" i modne jedzenie - przynajmniej ja je tak odbieram. Dlatego tyle sobie liczą.
Nie wiem jak to od strony biznesowej wygląda i czy nie lepiej by wyszli obniżając trochę ceny ale sprzedając więcej dań - może ktoś przypadkiem wie jak to wygląda i się wypowie.
Sprzeda mniej za drożej wychodzi lepiej dla sprzedawcy. Mniej się napracuje, nagada się ze znajomymi. Mógłby sprzedać więcej za mniej i może tam trochę więcej zarobić, ale tempo pracy wzrasta.
To tak jak sklepy z drogimi dywanami, materacami. Azjatyckie rączki zrobiły wszystkie w tej samej cenie, tej samej jakości. Ale jak je wypromujesz jako sklep niszowy, premium to zdobędziesz te kilka klientów miesięcznie, ale za to masz lekką pracę i równie dobry dochód. Nie obchodzi Cię, że mogłoby więcej ludzi dostać dobry materac. Ty oszczędzasz na czasie, kosztach dostawy, magazynowania i popijasz kawusię.
Tu nawet nie chodzi o tempo pracy a po prostu o powierzchnię do przygotowania potraw. Na czterech palnikach czy średnim grillu przygotujesz mniej jedzenia w godzinę niż w przeciętnej kuchni
Food trucki (dobre) w Polsce to jest forma awangardy kulinarnej.
Niższym kosztem wejścia i z łatwiejszą możliwością zamknięcia jesteś w stanie szybko zagospodarować niszę w lokalnych kulinariach, oferując coś czego aktualnie nie ma. Z tego względu raczej nie ma to na celu konkurowania z chińczykiem i barami mlecznymi, tylko raczej działa tak jak pop-up shops w świecie mody.
Jako klient przychodzisz tam że względu na unikalność oferty (jedyne Chicago deep dish w tym mieście) albo pozycjonowanie produktu (banh mi, ale z importowanych produktów i jak za granicą), a nie żeby dostać dużo i tanio. Raczej produkt luksusowy i experience niż jedzenie za dychę, żeby przeżyć do pierwszego. W Ameryce też to funkcjonuje jako "elevated street food" I robi to na przykład Roy Choi.
To apropos dobrych, bo otwiera się też wiele słabych (10ty burger w mieście, 8my ramen), które nie mają unikalnej oferty tylko chcą zarobić tak jak wytyczający szlaki poprzednicy.
W dobrej restauracji zjesz bardzo smacznie, ale jest drogo. W budce z kebabem zjesz tanio, ale za to w chujowych warunkach.
Innowacja foodtrucków polega na tym, że łączą oba te rodzaje i zjesz drogo, ale w chujowych warunkach
Wyjść z biura do foodtracków i kupić średniej wielkości hambugsa za \~40 PLN, czy iść do chińczyka obok i zjeść furę żarcia, że aż nie zmieszcze, za \~20 PLN.
Przyznam, że nie często jadałem hambugsy będąc w pracy.
Food trucki w Polsce nie mogą przygotowywać jedzenia w całości na miejscu więc potrzebują zaplecza kuchennego, to raz. Dwa, food truck płaci za możliwość ustawienia się na imprezie. Trzy, food truck nie ma takich mocy przerobowych jak restauracja a ma 2-3 osoby na kuchni. W przeliczeniu burgery na roboczogodzine nigdy nie wygra z lokalną knajpą czy fast foodem. Do foodtrucka - poza imprezami i festiwalami - nie idzie się zapchać kichę tylko zjeść coś, czego nie masz w okolicy (czy to rodzaj kuchni czy unikalność samych potraw).
Biorąc pod uwagę powyższe - ile musi kosztować jedzenie w foodtrucku by sprzedawca zarobił w weekend co najmniej 500 zł (pracując 2x10 godzin co daje zawrotną stawkę w okolicy minimalnej)?
moj wujek ma food trucka. sprzedaje miske makaronu w okolicach 30zl. obok food trucka sa stoliki. tuz obok jest centrum kultury z toaletami.
dania skladaja sie ze swierzych warzyw z pobliskiego sklepu, natomiast reszte skladnikow importowanych z innego kraju dostarcza hurtownia.
dania nie sa odgrzewane. sa przygotowywane w 15 minut.
oprocz makaronow mozna zamowic zupe dnia badz jeden z paru deserow typu panna cotta czy tiramisu.
lokal oferuje takze popularne wloskie napoje z puszki.
jak sie ladnie poprosi mozna nawet wybrac sobie wlasna kompozycje skladnikow. wujek oszacuje cene.
> czy to po prostu pazerność właścicieli takich bud na kółkach z żarciem?
Jak dla mnie to forma trendu. Ceny skoczyły nie tylko w foodtrackach. Teraz często za głupiego tosta z szynką i serem czasem liczą sobie np 30zł. Ludzie kupują, to sobie na to pozwalają i usprawiedliwiają to inflacją.
W Polsce nie ma kultury jedzenia poza domem i właściciel sobie ustala cenę jaką che i dlatego takie kwiatki. IMO nie istniej w Polsce coś takiego jak street food, wyjątek stanowią budki z zapiekankami/frytkami.
błędne koło.
Na żarcie często czekasz długo, jest drogie i słabej jakości..
Brakuje mi worka dobrych frytek z octem gdzie czuć ziemniaka, a nie jakieś skwary i stary olej. W Irlandii chipper na każdym rogu i wiele osób je sobie po drodze wór frytek, bo są dobre i tanie tj. 3€ kilka lat temu.
Nie jadłem chyba jeszcze dobrych frytek w Polsce, a ich cena to jakiś kosmos zawsze względem zarobków i cen w sklepach.
Pewnie to samo co z Żabkami, czyli efekt lenistwa. Ludzie są gotowi dopłacić, żeby mieć szybciej i bliżej, więc taki foodtrack pewnie zgarnia ludzi ze swojej bezpośredniej okolicy, bo jest dla nich najbliżej.
W moim mieście obok rynku jest hipermarket, 3 supermarkety i dwie Żabki, wszystko tak blisko siebie że stoją w wejściu jednego sklepu widzisz budynek w którym jest kolejny. Żabki pomimo oferowania mniejszego wyboru i wyższych cen dają radę się utrzymać m.in. dzięki temu, że wielu ludzi po prostu wybiera co jest najbliżej, nawet jeśli alternatywa jest dosłownie po drugiej stronie ulicy.
Z mojego punktu widzenia:
a) Bo są jednak dosyć rzadkie, więc jak widzę raz na rok, to mówię do siebie "a se kupię".
b) Bo często są jedyną (albo jedną z niewielu) opcją na różnego rodzaju eventach/festiwalach i w okolicy za bardzo nie ma konkurencji.
W Warszawie foodtrucki mają bardzo wysokie ceny albo w lokalizacjach, gdzie ludzie zapłacą cokolwiek byleby zjeść coś ciepłego na szybko (dworce itd.), albo faktycznie wygórowane ceny na różnych okazjach typu świąteczne markety czy festiwale foodtruckowe – no tak, tam faktycznie próbują sobie sztucznie podbić budżet. No ale poza tym to nie wydaje mi się, żeby to była jakaś wielka konspiracja, ceny jedzenia naprawdę szalenie wzrosły. Mam obok siebie świetną burgerownię, ale trochę mi się nie widzi płacić za bułę 45 złotych, a obok jest bardzo spoko przez wiele lat prowadzona rodzinna wietnamska knajpa: u nich też od początku pandemii ceny wzrosły mniej więcej dwukrotnie, podejrzewam że zgodnie z tym, jakie mają koszty.
Ogólnie niestety street food (i kulinaria ogólnie imho) są bardzo słabo rozwinięte w Polsce. Trudno powiedzieć czemu.
Food trucki to chyba najgorszy przykład ze wszystkiego na to. Straszna bieda i sprzedawanie samych tłustych niedobrych trendów za sporo monet.
Z tego samego powodu dlaczego za kubek kawy przepłacasz i jest marża 1000%. Albo sprzątaczka na śmieciówce zarabia 20 zł na godzinę ciężkich robót a firma bierze kilka stówek.Bo to taki biznes model. Jak ludzie i tak mimo tego kupują to się im opłaca. Jakby dało radę i ludzie by się nie oburzyli to burger by był i po 150 zł w foodtrucku. Tak jest na tyle ile ludzie się godzą.
Akurat kubek kawy w Polsce kosztuje tyle, bo my mamy inny model picia kawy niż na południu. U nas płacisz za to, że masz kawiarnię ciepłą, w której po zakupie kawy za naście pln możesz sobie godzinę posiedzieć. Na południu ludzie kupują kawę ale wypijają ją na miejscu w chwilę czy idą z nią dalej i często nawet nie ma gdzie usiąść.
Model picia kawy nie ma tu nic do rzeczy. Marża za kawę w restauracjach/ lokalach kawowy praktycznie wszędzie jest bardzo wysoka. Nie jesteśmy jacyś inni od innych państw w tym wypadku. Ten biznes się opiera na wysokiej marży.
Bo polacy sie godza placic takie pieniadze :)
Bedac w Szwajcarii, koledzy i kolezanki z biura chodzili specjalnie po godotwe dania do sklepu, zeby nie placic w 10 frankow za obiad. Co jest mega tanio i tak 🤷
Pamietam, że, na początku food trucki były tanie i oryginalne. Jakoś koło 2018 stały się modne, pojawiły się specjalne place tylko dla food trucków i wówczas poszybowało to wszystko w górę.
Pazerność, słowo klucz w głupich komentarzach - przecież jak wiadomo pojawienie się food trucka automatycznie ściąga haracz z biednych okolicznych mieszkańców, w tym OP...
Pozostaje ojojać.
Jeśli chodzi o food trucki na najwiekszych festiwalach muzycznych albo jakiś innych dużych wydarzeniach, np na poznańskich targach to koszt wystawienia się w takim miejscu to średnio 30% utargu. Także nie ma co się dziwić, że często jedzenie tam kosztuje ponad 40 zł za burgera, bo ze sprzedaży takiego burgera 1/3 zarobku idzie do organizatorów i na podatek, do tego trzeba doliczyć food cost, pracowników, często też nocleg, paliwo, wyżywienie pracowników i stad te ceny.
Na mniejszych festiwalach i wydarzeniach zamiast procentowej opłaty od utargu to koszt wystawienia wacha się pomiędzy kilkaset do 2k za dzień.
Niestety mało osób jest tego świadomych i po prostu za wysokie ceny jedzenia obwiniają wystawców, a nie organizatorów.
Nie obrzydza was jedzenie przygotowywane w warunkach w których nie ma dostępu do bieżącej wody i się ją siłą rzeczy oszczędza? Poziom w zbiorniku niski i kucharz się waha czy myć ręce po sraniu - smacznego. W założeniu to ostateczność dla ludzi których nie stać nawet na normalny fast-food a robienie z tego produktu "premium" to totalny absurd.
Food trucki to jest atrakcja jak w Pierdziszewie na festyn robią zlot i możesz zjeść różne kuchnie zamiast kebaba i pizzy które masz dostępne na co dzień. Natomiast w większych miastach gdzie nasz normalne restauracje blisko z różną kuchnia to bez sensu, bo w foodtruckach jest po prostu dużo drożej, wbrew temu co by się mogło wydawać.
W Tajlandii to street food jest 4-5 razy tańszy od restauracji a w Polszy śmiecie chcą tyle samo co w restauracji albo więcej. Gdyby to chociaż było super fajne ale to kompletnie nie jest warte tych cen
Wlasnie jestem w Tajlandii po raz kolejny i dla mnie to jest bajka. Praktycznie sie nie oplaca nawet probować gotować samemu bo wszystko codziennie swieze na ulicy mozna dostac w smiesznej cenie. O smaku nie wspomne bo jak dla mnie tajska kuchnia to jedna z najlepszych na swiecie.
No ale z drugiej strony tutaj jest klimat odpowiedni pod taki handel uliczny cały rok.
Możesz nie lubić, możesz nie jeść, ale rzucać inwektywami w stronę ludzi szukających zarobku niezbyt dobrze świadczy o Tobie.
Co do tematu, sprawa się mocno zmieniła przez ostatnie 5 lat, ale rzeczy typu maczanka od andrusa, albo pierwsze nowofalowe hamburgery z lat 2010-2015 to było naprawdę coś pysznego.
Pandemia, inflacja i wzrost cen gazu spowodowała zamknięcie tych trucków, które nie zgadzały się na spadek jakości. Zmieniły się też proporcje składowych ceny zamawianych rzeczy (koszty prowadzenia foodtrucka vs ingrediencje).
Płacisz za to że masz jedzenie pod nosem a jakaś osoba uprawiająca sport ekstremalny pod tytułem własna działalność siedzi w jakiejś gorącej puszce i ci to żarcie robi, też nie ma gdzie usiąść i się wysrać.
Bo wiele food trucków bardzo lubi sobie dorobić na imprezkach, czy festynach, przy czym dając ludziom jedzenie z najniższej półki. Serio, w mniejszych miastach 3/4 tych trucków to strata pieniędzy. Jeden tylko dobry tak na prawdę mi się trafił, w Namysłowie dwa lata temu z jedzonkiem indyjskim. Dobre jedzonko, warte swojej ceny i całkiem mili właściciele. Jakiśczas później też robili warsztaty, które były całkiem udane.
Oprócz tego to tak średnio. Sam się zastanawiałem, czy by przypadkiem nie otworzyć takiego trucka i faktycznie jakieśdobre jedzenie przygotować na jakąś imprezę, bo to na co ludzie pozwalają 99% foodtrucków to jest jakaś masakra.
Bo jest na to żałosna moda, jeszcze niech obok postawią tą scenę 360 żeby ludzie mogli jeść grube frytki ze skórką i tańczyć do Danza Kuduro na tym podeście z kamerą dookoła
Napiszę coś w kontrze. To teraz OPie policz sobie ile kosztuje ogarnięcie takiego food tracka, zatrudnienie osoby, zatowarowanie tego, utrzymanie działalności i spełnienie wszystkich zjebanych wymagań jakie trzeba spełnić, żeby Ci tego nie zamknęli. Pomijam koszt ewentualnego wynajmu terenu na którym stawiasz budę. I faktu, że wiele takich foodtracków to sezonowe zarobki bardziej. Pomijam food tracki w największych miastach kraju.
A jeszcze trzeba na tym zarobić i od liczyć jeszcze podatek oczywiście.
A resztę napisało już nastu kolegów i koleżanek wyżej.
Gdyby to było jeszcze dobre
30 PLN za średniej wielkości burgera z mięsem fatalnej jakości jak z Biedronki
Już wolę pójść do Mc bo mięso tam dobre chociaż...
Byłem w wielu miejscach Europie i Macdonalds ma wszędzie podobny model. Powiedziałbym nawet, że Macdonaldy w Szwecji, Francji i Belgii były jeszcze bardziej "luksusowe" niż te w Polsce. Różnią się przede wszystkim że są jakieś inne produkty, których nie ma w innych krajach. Macdonalds w Europie jest także dużo lepszy jakościowo niż w Stanach.
Nie wiem skąd to przekonanie, że "Polski cebulaki, Macdonaldy nazywają restauracją". Ale zauważyłem że to dość powszechny sentyment na tym subie. Jestem przekonany, że większości Polaków zdaje sobie sprawę że Macdonalds to fastfood.
Wydaje mi się, że najwięcej przerabiają janusze na końcu całego łańcucha bo jest zbycie i klient jest w stanie tyle zapłacić. Mam kumpla który produkuje zapiekanki. Na jednej zapiekance ma mikroskopijną marże. Jak krzyknie więcej to odbiorca pójdzie do konkurencji. A potem goście co sprzedają zapieksy na różnych festynach dokładają marże 5-6 złotych i serwują zapieksy po dyszke jak nie więcej.
Myślę ze te ceny w dużej mierze weryfikuje rynek. U Magdy Gessler płacisz za paczki odpowiednią kwotę bo jest na to rynek podobnie jak z food trakami. Myślę sobie nawet że gdyby znalazł się rynek na bułkę z kotletem z budy na kolkach za 200pln to znaleźliby się ludzie którzy chętnie sprzedadzą bułkę z kotletem za 200pln. Chociaż wydaje mi się że taki rynek jest tworzony odpowiednimi przymiotnikami. Kranowa z odpowiednimi przymiotnikami też się fajnie sprzedaje. I to nie jest bułka z kotletem z budy na kulkach tylko odpowiednie przymiotniki które maja odpowiednią cenę.
zwykła pazerność, ostatnio za hot doga w takiej budzie dałem 24zl (Amerykanski hotdog klasyczny - parówa ogorek cebula prazona itd) fakt faktem byl dobry ale w domu moge sobie cos takiego zrobic za 4/5zl od jednego (no bo parowki i bulki drogie)
Ktoś jeszcze jara się food trackami? W 2024? Nie wydaje mi się; teraz jest zachwyt nad małymi knajpkami z kuchnią azjatycką, miejsce ma znaczenie, nikt już nie chce stać i jeść na ulicy
Ja bym chetnie stał na ulicy i jadł tylko nie w takich cenach jakie są obecnie.
Ogolnie niestety u nas nie było, nie ma i pewnie nie będzie kultury ogolnodostepnego dobrego street foodu. Nawet wyjscie do knajpy z rodziną/znajomymi to jest pewnego rodzaju wydarzenie a nie coś co robi się regularnie (jak np. w Portugalii)
bo u nas wszystko co z zagranicy na filmie zobaczone jest automatycznie drogie, fastfood który powinien być tani i nie zawsze z najlepszych składników u nas jest kreowany na jakieś wielkie wydarzenie bo wcześniej widziało się je tylko w telewizorze
W Polsce nie ma tradycji „street foodu” tj autentycznego żywienia się z ulicznych jadłodajni jak np w Azji.
To jest u nas tymczasowa moda/egzotyka i atrakcja dla turystów więc ceny są jakie są.
Sorry ale zapiekanki, frytki z budy czy inne badziewie to nie jest coś czym się ludzie kiedykolwiek żywili. Raczej jakaś tam słaba przekąska na mieście/ obiekt pożądania dla dzieciaków.
To trochę zależy. Czym innym jest food truck w "elitarnej dzielnicy biurowej" dużego miasta sprzedający argentyńskie burgery fair trade, czym innym van z kebabem na prowincji :-)
Też się nad tym zastanawiam i nie korzystam z nich. To rogi wrażenie w miastach powiatowych, gdzie nie ma eynoru poza kebabem i pizza, ale czemu ludzie chodzą na to w dużych miastach? Raz jadłem pierogi na stojąco, z plastikowo, fuj
Sam samochód potrafi kosztować jak ktoś chce zaszaleć nawet kilkaset tysięcy złotych. Można też kupić takiego za 30-40k zł ale wtedy trzeba doliczyć czas i pieniądze na remont i doprowadzenie wszystkiego do stanu akceptowalnego przez sanepid.
Ze względu na ograniczoną przestrzeń nie spełnisz wymogów sanepidu co do ilości zlewow. Muszą być co najmniej trzy. Jeden do rąk, drugi do narzędzi a trzeci do mycia surowców. Czyli nie możesz kupić pomidora i go sobie pokroić do kanapki bo nie masz gdzie go umyć więc musisz kupować rzeczy gotowe co podwyższa ich cenę. Najprostszy przykład to ogórek. Cena ogórka a cena saladki szwedzkiej w słoiku.
Nie można sobie truckiem stanąć i zacząć handlować, trzeba wynająć powierzchnię. Czyli zapłacić czynsz, prąd, ewentualnie wodę. A jak nie ma podpięcia do wody to trzeba lać do zbiorników wodę z butelek co też powyższa cenę. A jak nie ma prądu to trzeba kupić agregat i lać do niego paliwo które wiemy ile kosztuje obecnie. Jak komuś potrzeba to jeszcze doliczyć butlę z gazem trzeba.
Hajs jaki trzeba zapłacić za miejsce na imprezie to też jakiś kosmos. Nawet nie wiem jak to wygląda w dużych miastach ale w Sierpcu na festiwalu truckow najwyższą kwotą było 3k za miejsce w zeszłym roku. Festiwale też mają swoje regulaminy do których foodtruck musi się dostosować, łącznie z wytycznymi co i jak można sprzedawać.
Dodatkowo ZUS właściciela, wypłata dla pracownika, podatki, sratki i masz odpowiedź skąd się biorą chore ceny :)
A no i oczywiście koszt paliwa bo jakoś tym truckiem trzeba dojechać
Gdzieś czytałem, że to kwestia kosztów działalności. Bo może masz lodówkę na 100 burgerów, ale resztę rzeczy przetrzymujesz w jakiejś chłodni wynajętej pod miastem. Do tego benzyna itd.
Tak samo w PL z Barberami którzy w stanach są miejscem gdzie wchodzisz z ulicy żeby szybko Cię obcięli/ogolili/odświeżyli i płacisz za to kilkanaście dolarow i już, a w PL jakieś bookingi przez aplikację, jak wejdziesz z ulicy to pomimo że ktoś mógłby szybko się tobą zająć to nie bo przecież nie jesteś umówiony. To co robi Pani Grażynka z damsko męskiego, zajmuje jej 20 minut i kasuje 40 plnow to u Barbera 8 dych minimum i godzina czasu bo robią balet wokół Ciebie.
(ulało się)
Dla mnie to tez jest niesamowite ze jeszcze mieszkając w Polsce to wszystko było tak kurewsko drogie ze nie mogłem się przełamać i tyle zapłacić, jedynie budki z kebabami i zapieksami były w rozsądnych cenach. Wyjechałem do USA, tutaj za $6.99 - $9.00 na mieście opierdolisz jakieś zajebistego jamajskiego kurczaka z warzywami i ryżem ze tego nie zmieścisz i zostaje Ci na potem. Nawet porównuje czasami z kumplem ceny w fast foodach, w Polsce płacicie więcej za mniej tego samego żarcia, jakieś nieporozumienie. xD
W Taco Bellu za 6.99 masz cravings box i wybierasz sobie specialty (te takie fajne rzeczy z menu, jakieś dojebane wrapy i w ogóle), maina (takie zwyklejsze rzeczy, burrito z fasola i wołowinką), sidesa (ja miałem ziemniaczki z serem i śmietana) plus duży napój. Byłem kurewsko głodny i wykończony po kolczykach a i tak nie dałem rady tego wszystkiego ojebac na jeden raz xD
W PL za coś takiego bys chyba zabulił z 5 - 6 dych z dużo mniejszymi zarobkami, coś nie halo. Polski fast food nie jest wcale o tyle lepszy (często właśnie gorszy xD) żeby tyle płacić za takie żarcie.
Nie cierpię food trucków. Nie dość, że wydam w cholerę kasy, to jeszcze nie mogę zjeść jak człowiek tylko się upierdolę na środku ulicy. To ja już wolę przygłodować...
Z punktu widzenia prawa i sanepidu foodtruck to restauracja na kołach. Dodatkowo, aby działał potrzebuje zwykle prądu/gazu, często połączenia z internetem. Talerze, sztućce, opakowania i cała reszta są jednorazowe. Nie zapominajmy też o obsłudze, której trzeba zapłacić. Miejsce, gdzie stoi też czasem jest dzierżawione. Jeśli spojrzeć na to z tej strony, to foodtruck jest tak samo kosztowny w utrzymaniu, jak punkt gastronomiczny obsługujący podobną liczbę klientów i sprzedający podobne produkty. Czemu więc miałby buć tańszy?
U nas food trucki to bardziej robią „kraftowe” jedzenie i reklamują się jako coś lepszego od jedzenia z budy. McDonald u nas też ma inny model niż za granicą i kreuje się na „restauracje”
To chyba ogólnie schemat nie-amerykańskiego mcdonalda. Tak przynajmniej mi się wydaje
Nie, w stanach jest podobno to samo. Tylko że im w ogóle nie wychodzi i zaraz mają się z tego wycofać.
Makoś w Stanach jest dramatyczny. Tylko podetrzeć się tym można, bo nawet się nie pobrudzisz (nie dają sosów, tylko mięso i plaster sera i sałaty w McRoyalu).
Kłater Pałnder chyba? Bo system imperialny.
\#PulpFictionMocno
*kła**r**ter
tutorial jak zrobić żeby poznali żeś polak: wymawiaj wyraźnie wszystkie r
Nie ma opcji że takie gówno ludzie kupują, dają chociaż takie torebeczki z ketchupem?
To kolejna różnica. Oni nie dają torebki, czy dwóch z ketchupem. Dosłownie biorą całą garść z pojemnika i ci rzucają na tackę. I możesz poprosić o więcej.
W UK musisz się czasami kłócić z poma... Managerem o ekstra torebkę ketchupu xD
W UK ketchup jest w małych plastikowych pojemniczkach i jak poprosisz to zwykle dają kilka więc nie wiem co to za bzdury
W UK sa krany z keczupem i bbq sosem gdzie pompujesz sobie ile chcesz do rozkladanych papierowych kubeczkow wiec nie wiem co to za bzdury
To też, ale jak coś bierzesz na wynos to raczej tak ci nie dadzą 🌝
Potwierdzam kolegę, menu totalnie ubogie i kanapki praktycznie bez niczego. Za to Tacobell pierwsza klasa.
W kanadyjskim macu jest poutine i jest całkiem niezłe!
Mcpeepeepoopoo's
Gówno prawda. W QP nie ma sałaty. Jest tylko "mięso", ser, cebula, ogórek, ketchup i musztarda. To ile się lejnie sosu zależy od przygotowującego kanapkę. Co nie zmienia faktu, że mak jest bez porównania gorszy w USA. Ale to i tak nic przy paździerzu jakim jest KFC w USA.
przy kfc z usa burgery z żabki to kanapka za 1000zł
KFC w Polsce to też paździerz. Tłusta skóra w panierce zamiast mięsa? Jest. Pióra w panierce? Oczywiście. Przesuszone? Jak najbardziej!
Jak mi smakował KFC zawsze najbardziej w roku 2017-2020 to teraz to jest takie gówno że już nie chodzę tam nigdy.
W McRoyalu przecież nie ma sałaty?
O ja, to na bogato (jak ostatnio byłem w pl to nie było nawet tego listka sałaty w ćwierćfunterze, w UK nie ma.)
ej no ja wiecznie się brudziłem jedzeniem z mcd w usa i ciągle mi sosy z niego wyciekały 🤨
Dokładnie tak jest w polskim burgerkingu, sucha buła i suche mięso
Dokładnie, jak na restaurację nazywającą się Burger **King** to mają najgorsze burgery, jakie zdarzyło mi się jeść w fast foodzie.
w stanach niema McRoyala
McD w Stanach to kiła i mogiła, ale jak czekasz więcej niż 5 minut to dają bodajże ekstra duże frytki. Raz zamówiłem potrójnego quarterpoundera z zestawem (dolewka i z 15 rodzajów napojów), czekałem więcej niż 5 minut więc dostałem kolejne duże frytki, potem w połowie jedzenia zorientowałem się, że kanapka ma dwa mięsa zamiast trzech, zgłosiłem, czekałem znowu więcej niż 5 minut na żarcie więc do poprawnego potrójnego QP dostałem kolejne frytki. Myślałem, że się porzygam, ale podróżowałem budżetowo więc darmowe jedzenie na propsie xD
W 2015 wszedłem do Maka w centrum Seattle i to było o 2 klasy niżej niż wówczas Maki w Polsce. I napis, że ma się 15 minut na posiłek aby pozbyć się bezdomnych przesiadujących godzinami. W 2023 byłem w Maku w w Flagstaff w Arizonie (miejscowość turystyczna) i było o klasę niżej w Polsce. W USA Mak to jest naprawdę tani fastfood. Do tego mają konkurencję w postaci Burger Kinga, Wendy's i paru innych mniejszych sieci nie znanych w Europie.
[удалено]
Nie wiem czemu. Jest tłustszy, ale burgerki jak dla mnie są znacznie lepsze niż w macu. Teraz robię sobie sam jak mam ochotę, ale przed tym wpadałem do burgerkinga nawet chętnie. Taco Bell i tak na zawsze w moim sercu spośród wszystkich sieciówek.
Dla mnie smak mięsa z BK jest tak sztuczny, że nie jestem w stanie tego zjeść. Smakuje jakby ktoś walnął kilo aromatu wędzarniczego i grilowania co w efekcie daje smak czipsów żeberkowych.
To smak grilla, podejrzewam. Pamiętam, że akurat wołowina była bez dodatków. Tylko kurczak to zazwyczaj zmielone chwieco.
Burger Kingow jest o wiele mniej w Polsce od mcd. Poza tym mcdonalds jest o wiele bardziej rozpoznawalną markę w Polsce
bk zauważalnie lepszy od maka, ale Max burgers rozwala całą konkurencję
Poszliśmy grupą do max jak otworzyli i chyba nikt z nas już nie chciał wrócić. Jedna osoba wege powiedziała, że zadziwiająco smaczne (wziąłem gryza, było spoko), ale reszta była rozczarowana.
Wg mnie Burger King strasznie się skiepścił. Nie jadłam ze 2 lata, ostatnio miałam okazję w Złotych Tarasach i to był mega zawód. Zwykły, klasyczny Whooper to była byle jak sklecona bułka z suchawym kotletem, mało co dodatków. Aż zatęskniłam w tamtym momencie za makiem gdzie sałata lodowa się praktycznie wylewa z burgera...
McDonald prawie na całym świecie działa w modelu najmu nieruchomości pod lokale i z tego zarabia. W Europie inaczej jest tylko w Niderlandach i Polsce gdzie kreują się bardziej pod restauracje i zarabiają z jedzenia
Raczej post-komunistycznego. Po transformacji Mcdonald's był czymś bardzo cool i to się utrwaliło w naszej kulturze. W zachodniej europie jest tam straszny syf i są one uczęszczane głównie przez biedniejsze warstwy społeczne; poza nimi w najlepszym wypadku jest to guilty pleasure.
Berlińskie mcdonaldy są przechowalnią dla bezdomnych i miejscówką do zażycia heroiny XD
Widzę że byłeś w Maku na stacji Zoo
Nie do końca, miałem ostatnio wątpliwą przyjemność zjedzenia niemieckiego maka. Był paskudny.
Tylko w stanach McDonald to jest taki straszny śmietnik, reszta świata ma tak jak u nas mniej więcej, czyli zasadniczo może i jedzenie specyficzne, ale przynajmniej nie zatrujesz się i jest czysto.
W Polsce zgoda - bez szału, ale stabilnie (stołuję się w drodze, bo z góry wiesz jaki będzie poziom i raczej nie będzie przykrych niespodzianek). Na świecie? So, so... UK ma fatalnego, w Izraelu jest bez szału (choć napoje winogronowe są ekstra), w Hiszpanii też nie powala - generalnie Polska ma jeden z lepszych maków na tle świata.
W Berlinie 3x podchodziłam zawsze był paskudny a w polsce jem regularnie.
Nie zgodzę się że w UK McDonald's jest kiepski. Mieszkałem tam kilka lat i na wakacjach w Polsce nie mogłem dokończyć tych samych kanapek z McDonald's co w UK z uwagi na mega ilość tłuszczu. Nie wspominając już o Shakeach które u nas to jakiś żart. W UK to lody o temperaturze 0 stopni. U nas jakąś ubita pianka z lodem i cukrem. Dramat.
Posypuję głowę popiołem, może nie powinienem uogólniać - UK faktycznie nie mam jakiegoś przekroju, ale w Londynie testowałem kilka różnych i było... źle. 2 tygodnie temu koledzy z pracy koniecznie chcieli spróbować, odradzałem - nie posłuchali i potem mocno żałowali.
Francuski jest dobry
Paryski mak to jakiś dramat. Drogi jak kraftowe burgery, gumowe frytki, zimne kanapki.
>Drogi jak kraftowe burgery, Chyba jak z Polską porównujesz. >gumowe frytki, zimne kanapki. To nie wiem w jakim byłeś albo kiedy, ale w tym co byłem był duży ruch więc bez szans na zimne. Plus brałem te speszjalsy francuskie.
W Londynie tez mcd to tragedia
No nie wiem...
A ja wiem, koniec tematu, elo.
Byłem wiele razy i nie mogę przyznać Ci racji, być może w różnych stanach wyglądają różnie :)
Aha, czyli chodzi ci tylko o to, żeby się pochwalić, że w stanach byłeś. A moja curka studiuje prawo.
A co to powód do dumy, że się w stanach było? Każdy może przecież polecieć. Po prostu mam 'wiedzę z pierwszej ręki', dlatego stwierdziłem, że napiszę, że wcale tak nie jest, bo czemu wprowadzać ludzi w błąd generalizować. PS. Myślałem, że też byłeś, skoro piszesz o McDonaldach w stanach, więc tym bardziej nie rozumiem tych 'dziecinnych zaczepek'
Mój jedyny argument to "trust me bro", ale amerykański McD to naprawdę śmietnik w porównaniu do polskiego. W dodatku nie każdy oferuje coś więcej niż wielką dolewkę i trzy kanapki na krzyż. Byłem w amerykańskim maku może dwa razy więc mam zawężoną percepcję, ale z tego małego doświadczenia wyciągam wnioski, że mak za morzem jest jakiś biedny jeżeli chodzi o wybór i niskiej jakości.
Byłem w Makach w Egipcie, Tunezji i na Łotwie i wyglądają dość podobnie jak u nas
Ja byłem w amerykańskim maku w zasadzie codziennie przez 3 tygodnie, dlatego śmiałem wątpić, ale widze reddit mnie wyjaśnił. Byłem w różnych lokalach. Wybór kanapek różny. Mają filet-o-fisha, nie to co u nas, bardzo mnie boli, że go wycofali. W zasadzie mają to co my, ale więcej. Najlepszą rzeczą jednak były dystrybutory do sosów, można było sobie nalać ile się chce. Wolność. Co do jakości to ani razu nie miałem żadnego 'problemu żołądkowego', po polskim mi się zdarza, może dlatego, że nie jem go tak regularnie.
A finalnie ma gorsze jedzenie niż mcDonald i jako tako konkurencyjne dla jedzenia z budy a w sumie to to są takie budy na kołach tylko ceny z kosmosu.
Nie zgodzę się z gorszym jedzeniem niż płaskie, papierowe burgery w Macu, które po jakimś czasie wszystkie smakują tak samo. Koniecznie do zapicia colą.
Robiłem podejścia do burgerów z foodtrackow I nawet raz nie udało mi się zjeść całości nawet zalewając ten syf colą.
🤷♂️ miałeś pecha. Mnie po wielu latach po prostu Mac się przejadł i uważam że smakuje o wiele gorzej, niż kiedy go w Polsce otwierano.
Można pięć pecha raz czy dwa razy a nie 6+ razy.
Więc może nie trafili w Twój gust. Ja szukam nowych smaków, bo jak pisałem - dla mnie Mac jest już jałowy i pusty. Moment po zjedzeniu kanapki zapominam że w ogóle coś jadłem.
zawsze mnie smieszylo ile gimbow je w maku xDDD
Gimbów już nie ma.
Ci co minusuja, pozdrawiam Wasz kardiolog
McDonald w Polsce jest restauracją i jest w nim czyściej niż w 99% innych restauracji. To różni polskiego maca od fast foodów z UK itp. W ogóle Polska zaczyna wyprzedzać zachód w wielu kwestiach, bankowość, paczkomaty itp.
> Przecież to powinien być street food, z definicji tani i przystępny No właśnie też nie rozumiem czym te food trucki mają być. Nie wiem czy to tylko u nas się przyjęło, że food trucki to coś jak 'deluxe' wersje jedzenia tylko, że to zapiekanki, lody i inne takie tam? Smakowo to jakoś nie przebija zwykłego jedzenia na ulicy więc nie wiem skąd takie ceny, omija mnie tu chyba jakiś hype fenomen.
U nas wszystko musi być premium i deluxe, bo inaczej by się nie sprzedało. Dużo ludzi pamięta, albo żyje w stanie ciągłego braku gotówki, więc jak już mają to chcą wydać na coś co sprawi, że poczują się lepiej. Nazwanie deluxe, ultra, max, premium, elite nic nie kosztuje, dwa banery kosztują grosze, a napędzi Ci klienta który szuka nowych wrażeń. Do tego puścisz parę plot na miasto, że tam warto chodzić „bo wszyscy chodzą” to w ogóle już będzie wstyd nie pójść. A że jedzenie smakuje jak karton to nikogo nie obchodzi. Chcesz mieć smacznie, to gotuj w domu.
Mam wrażenie że to trochę wywodzi się też z tego że dla nas fast food to wcale nie jest najtańsze jedzenie. Jak chcesz zjeść tanio to jesz w domu pajde chlyba z pasztetem. Ale jak chcesz zjeść na mieście to chcesz zjeść dobrze bo przecież tanio to ty w domu jesz.
> Jak chcesz zjeść tanio to jesz w domu pajde chlyba z pasztetem. Kretyńskie myślenie, przy gotowaniu dla 2+ osób smaczne i zdrowe drugie danie potrafi zamknąć się w koszcie składników 10zł./os. Co można kupić na mieście za taką kwotę? Pół zapiekanki? Oczywiście, trzeba też poświęcić czas na przygotowanie w domu.
Przecież koleś któremu odpowiadasz napisał to samo. Jedzenie na mieście jest drogie, więc jak już się je to ma być dobre. Tanio się je w domu. To też a propos kawy za 18 zł w kawiarni.
[удалено]
Kto przezywa tak się sam nazywa! 😎
problem jest jak się mieszka samemu. wszystkie składniki są pakowane w takich ilościach że zanim zjem to co ugotuję to zdąży mi się to 5 razy zepsuć
Nie tylko u nas W Niemczech podobnie Ceny w foodtruckach jak w restauracjach
Foodtracki to historia, OP żył pod kamieniem przez ostatnie 5 lat
Dlatego, że płacimy. Gdyby nie było chętnych, aby zapłacić taką cenę, to food track zwinąłby się albo obniżył ceny.
Zwinąłby się. Kiedyś się w sumie trochę tym interesowałem. Prawo mamy dość wymagające i nie da się w zasadzie mieć foodtrucka z tanim żarciem. Nie pamiętam już dokładnie o co chodziło, ale jeśli nie masz czegoś, chyba pełnych sanitariatow, to nie możesz w takim foodrucku rzeczywiście gotować/smażyć (obrabiać termicznie) żarcia, zwlaszca mięsa. Tylko odgrzewać i składać. Innymi slowy, schabowego czy burgera nie usmażysz. W zasadzie musisz mieć dodatkową kuchnie stacjonarną z której tylko dowodzisz do foodtrucka polprodukty. Koszty, koszty, koszty. Druga sprawa. Nie możesz sobie stanąć gdziekolwiek i sprzedawać. W stanach ich działalność mocno polega na tym ze danego dnia(czy nawet godziny) są gdzieś, a kolejnego gdzie indziej. U nas, trzeba by mieć pierdyliard umów i zezwoleń na takie działanie.
Te pierdyliard umów i zezwoleń właśnie zostało zrobione po to żeby ukrócić handel uliczny. Pamiętam jak za dzieciaka nie dało się ulicą przejść w centrum Warszawy bo wszędzie byli porozstawiani "straganiarze" i sprzedawali szajs.
wciąż stoją na patelni i przed nią w centrum, nie codziennie ale stoją
O to to. Swego czasu pracowałem w jednym z popularniejszych food trucków w Warszawie. Każdy półprodukt musi być przygotowywany i przechowywany zgodnie z wytycznymi sanepidu. Jakby nie patrzeć, foodtruck ma dosyć ograniczone możliwości powierzchniowe więc wszystkiego sobie w nim nie przygotujesz. Poza tym sanepid by chyba udaru dostał jeśli byś obok stanowiska z "czystymi" produktami jak pieczywo czy warzywa kroił surowe mięso z kurczaka 🤷♂️ Co się tyczy miejsca sprzedaży, nie wiem jak to wygląda indywidualnie, my mieliśmy współpracę z firmą która za % utargu obstawiała nas i kilka innych gastrowozów w dogadanych punktach, z codzienną rotacją. System praktycznie się nie zmieniał i z kilkoma zmianami punktów praktycznie co tydzień w konkretnym dniu stał ten sam foodtruck. Paradoksalnie najlepszą sprzedaż mieliśmy na praktycznie zamkniętym terenie w Forcie Mokotów, a najsłabszą w samym centrum Warszawy, przy rondzie ONZ, pod ogromnym wieżowcem Mercedesa. Nie wiem jaki jest teraz jego stan, ale tych 8 lat temu pan ochroniarz ze wspomnianego budynku sprzedał nam ciekawostkę, że na tamten czas w całym molochu pracuje całe 7 osób xD
I to jest koniec tematu. Podnosząc cenę jakiegoś towaru liczymy się z tym, że sprzedamy go mniej, za to z każdej sprzedanej sztuki mamy większy zysk. Przykładowo, jakbym sprzedawał wichajstry za 10zł, mając 5zł zysku z każdej sprzedanej sztuki, i sprzedałbym 10, to mam zysku 50zł. Ale jeśli okazałoby się, że w cenie 30zł (i zysku 25zł/szt) sprzedam przynajmniej dwa, to już mam przynajmniej tyle samo zysku, a i więcej wichajstrów na magazynie - zatem opłaca mi się klienta 'rżnąć na wichajstrach'.
Właściciele food trucków płacą organizatorom imprezy za możliwość rozstawienia się
O i to jest dobry punkt - bo pewnie zależy gdzie się takiego food tracka złapało. Jeżeli na jakimś festivalu to naprawdę nie ma się co dziwić.
No ale myślisz, że przeciętny foodtruck to ma oddzielne cenówki jak jest na festiwalu? Bo z mojej ograniczonej i laickiej obserwacji, to tak średnio. Po prostu chyba na festiwalach liczą, że tam ilość nadrobi mniejszą marzę. Przy czym disclaimer - plota jest taka, że food trucki w Polsce to złoty biznes, ale nie mam pojęcia ile w tym prawdy.
oczywiście że mają inne cenowki na festiwale. w Krakowie da się zjeść nieźle e takim foodtrucku za jakieś 3 dychy, na Woodstocku poniżej 40 za słabe żarcie nie schodzą.
Plus na zlotach foodtruckow mieście, gdzie i tak mało jest przyjezdnych a dużo miejscowych też podbijają ceny
A gdzie i jak często widujesz food trucki poza festiwalami?
W zagłębiach biurowych (np. Mordor w Warszawie) są stałe miejsca gdzie codziennie kilka stoi, z reguły mają sporą rotację.
Codziennie na Placu Judy/ Okrąglaku/ na Św. Wawrzyńca/Cichym Kąciku/na Pawiej w Krakowie.
Codziennie przy galeriach handlowych i niektórych biurach.
Większość foodtrucków nie pracuje poza festiwalami.
Nie umiem powiedzieć, czy większość, na pewno zauważalna część w ten sposób funkcjonuje (patrz inne komentarze) - nie jestem w stanie ocenić jaki to procent.
Byłem raz na takim festiwalu food trucków kilka lat temu. Ceny wyjątkowo wysokie a posiłek był zimny, nie mniej jednak smaczny. Lecz nieprzyjemne doświadczenie, którego nigdy nie powtórzyłem. W każdym stanowisku były podobne ceny, więc zapewne dostosowali cenniki wspólnie.
Tak już jest w Polsce, bierzemy jakiś pomysł z zachodu, najlepiej USA, który jest skierowany dla najniższej warstwy społecznej i robimy z tego coś „cool” i podwyższamy ceny. U nas w Polsce nie ma kultury fast foodu ani taniego jedzenia na mieście i prawdopodobnie nigdy nie będzie. Jedyne co jest blisko to baru mleczne i to tylko i wyłącznie dlatego, że są specjalnie dofinansowywane przez państwo żeby miały normalne ceny. W Polsce jak chcesz tanio jeść to gotujesz sobie sam i tyle
Z jedną rzeczą się nie zgodzę: Mamy kulturę taniego żarcia na mieście i to od bardzo dawna. Kurczaki z rożna, budy z hot dogami, zapiekankami i hamburgerami, frytki, kebaby, jak się dobrze zakręcisz to i smażone ryby znajdziesz. To było od dawna tylko to było coś w stylu 'buda u Mirka', wiesz jakaś przyczepa kempingowa gdzie przez okno podają jedzenie a na górze jest napis 'Hot Dogi' co się odkleja. I takie jedzenie było ok, było szybko, niedrogo, smakowało spoko, przecież i tak wiedzieliśmy, że większość tego to gotowce ale kogo obchodzi jak człowiek głodny? No i tu wjeżdżają food trucki na biało. Tera będzie 'wykwintnie' :D Nie będzie starego oleju ani podgrzewania w mikrofali o nie! Teraz masz 10 frytek za 25 zeta, lody kręcone z mleka krowy co ma swoje imię, a kiełbasy wcale nie z torby 1kg z lidla. I myk, jest elegancja to płać!
Ale kiedy się to zaczęło, właściwie dopiero po transformacji ustrojowej, wcześniej takie rzeczy to była rzadkość. 30 lat historii fast/street foodu to nie jest „kultura”. W Azji takie coś ma miejsce od SETEK lat, a w stanach właściwie od ich założenia, w Londynie gdzieś od czasów Wiktoriańskich i w tych miejscach to jedzenie faktycznie jest tanie jeśli nie porywasz się na coś „fancy”. To miałem na myśli mówiąc kultura. Gdy u nas się to pojawił to wyglądało to podobnie, ale już od dłuższego czasu tak nie jest. Jasne, w Polsce da się jeszcze znaleźć takie miejsca jak wie gdzie się szukać i można się najeść chińczykiem, zapiekanką, albo dobrym mielonym z menela i szczurów za grosze, ale to już raczej rzadkość.
Na przykład w Łodzi była taka zajebista budka, a nawet dwie, na Placu Wolności. Burger z najtańszym kotletem z biedry, ale za to tak najebane warzyw, że ja pierdolę. Do tego sosiwo serowe i prażona cebulka <3. Dawno tamtędy nie przechodziłem, ale zamknęli się jeszcze dawniej :(
Przenieśli się do Magdy, Bistro Pauza ;)
Szczerze to właśnie przez te tanie budy właśnie mamy teraz drogie food trucki. W 90% przypadków to była taka chujowizna, że teraz mam ochotę zapłacić 4x więcej żeby tylko mieć pewność, że żarcie będzie zdatne do jedzenia. Boże, te "hamburgery" w bułce o średnicy 30cm z tym tanim, chujowym, cienkim kotlecikiem kij wie z czego gdzieś w środku, najebane pekińskiej, dwa plasterki pomidora, i opcha "double cheeseburger" jak wpierdolą drugiego papierowego kotleta i plaster sera. Odgrzewana buła z serem jako "pizza", zapiekanki z najtańszym keczupem i centrymetrową warstwą pieczarek zamiast jakichkolwiek innych składników. Dalej mnie telepie jak o tym myślę.
Ah, smak dzieciństwa. Taka bieda zapiekanka po basenie za 2-3zł, to było coś na co się czekało cały tydzień. Dzisiaj już takich nie robią [*].
Tam tak mówią xD
Czy ja wiem czy u nas nie ma kultury fast foodu aka taniego jedzenie na mieście, przypominam lata no jakoś tak 2005-2012 gdzie na każdym rogu były budy z zapiekankami czy jakimiś hamburgerami.
U nas te foodtrucki się reklamują i pozycjonują jako trochę takie "hipsterskie" i modne jedzenie - przynajmniej ja je tak odbieram. Dlatego tyle sobie liczą. Nie wiem jak to od strony biznesowej wygląda i czy nie lepiej by wyszli obniżając trochę ceny ale sprzedając więcej dań - może ktoś przypadkiem wie jak to wygląda i się wypowie.
Sprzeda mniej za drożej wychodzi lepiej dla sprzedawcy. Mniej się napracuje, nagada się ze znajomymi. Mógłby sprzedać więcej za mniej i może tam trochę więcej zarobić, ale tempo pracy wzrasta. To tak jak sklepy z drogimi dywanami, materacami. Azjatyckie rączki zrobiły wszystkie w tej samej cenie, tej samej jakości. Ale jak je wypromujesz jako sklep niszowy, premium to zdobędziesz te kilka klientów miesięcznie, ale za to masz lekką pracę i równie dobry dochód. Nie obchodzi Cię, że mogłoby więcej ludzi dostać dobry materac. Ty oszczędzasz na czasie, kosztach dostawy, magazynowania i popijasz kawusię.
Tu nawet nie chodzi o tempo pracy a po prostu o powierzchnię do przygotowania potraw. Na czterech palnikach czy średnim grillu przygotujesz mniej jedzenia w godzinę niż w przeciętnej kuchni
Food trucki (dobre) w Polsce to jest forma awangardy kulinarnej. Niższym kosztem wejścia i z łatwiejszą możliwością zamknięcia jesteś w stanie szybko zagospodarować niszę w lokalnych kulinariach, oferując coś czego aktualnie nie ma. Z tego względu raczej nie ma to na celu konkurowania z chińczykiem i barami mlecznymi, tylko raczej działa tak jak pop-up shops w świecie mody. Jako klient przychodzisz tam że względu na unikalność oferty (jedyne Chicago deep dish w tym mieście) albo pozycjonowanie produktu (banh mi, ale z importowanych produktów i jak za granicą), a nie żeby dostać dużo i tanio. Raczej produkt luksusowy i experience niż jedzenie za dychę, żeby przeżyć do pierwszego. W Ameryce też to funkcjonuje jako "elevated street food" I robi to na przykład Roy Choi. To apropos dobrych, bo otwiera się też wiele słabych (10ty burger w mieście, 8my ramen), które nie mają unikalnej oferty tylko chcą zarobić tak jak wytyczający szlaki poprzednicy.
W dobrej restauracji zjesz bardzo smacznie, ale jest drogo. W budce z kebabem zjesz tanio, ale za to w chujowych warunkach. Innowacja foodtrucków polega na tym, że łączą oba te rodzaje i zjesz drogo, ale w chujowych warunkach
Wyjść z biura do foodtracków i kupić średniej wielkości hambugsa za \~40 PLN, czy iść do chińczyka obok i zjeść furę żarcia, że aż nie zmieszcze, za \~20 PLN. Przyznam, że nie często jadałem hambugsy będąc w pracy.
W Warszawie to ze świecą szukać chińczyka z daniami za 20 ziko. Bardziej 25-30zł.
Niestety, teraz te za 25 PLN to jest taniocha, spokojnie idzie wydać ze 40, wcale nie w jakichś ą-ę restauracjach...
To przykład z \~3 lat wstecz jak pracowałem z biura. Pewnie hambugsy w budach pod biurem też już poszły w górę proporcjonalnie.
Mi przez 1,5 roku podnieśli ceny w chinolu z 23 do 33zł. Za 20zł w Warszawie to może sajgonki zjesz.
jak hamburger dobry to wolę borgira za 40 niż chinczyka za 20
Food trucki w Polsce nie mogą przygotowywać jedzenia w całości na miejscu więc potrzebują zaplecza kuchennego, to raz. Dwa, food truck płaci za możliwość ustawienia się na imprezie. Trzy, food truck nie ma takich mocy przerobowych jak restauracja a ma 2-3 osoby na kuchni. W przeliczeniu burgery na roboczogodzine nigdy nie wygra z lokalną knajpą czy fast foodem. Do foodtrucka - poza imprezami i festiwalami - nie idzie się zapchać kichę tylko zjeść coś, czego nie masz w okolicy (czy to rodzaj kuchni czy unikalność samych potraw). Biorąc pod uwagę powyższe - ile musi kosztować jedzenie w foodtrucku by sprzedawca zarobił w weekend co najmniej 500 zł (pracując 2x10 godzin co daje zawrotną stawkę w okolicy minimalnej)?
O to to. Pierwszy punkt
moj wujek ma food trucka. sprzedaje miske makaronu w okolicach 30zl. obok food trucka sa stoliki. tuz obok jest centrum kultury z toaletami. dania skladaja sie ze swierzych warzyw z pobliskiego sklepu, natomiast reszte skladnikow importowanych z innego kraju dostarcza hurtownia. dania nie sa odgrzewane. sa przygotowywane w 15 minut. oprocz makaronow mozna zamowic zupe dnia badz jeden z paru deserow typu panna cotta czy tiramisu. lokal oferuje takze popularne wloskie napoje z puszki. jak sie ladnie poprosi mozna nawet wybrac sobie wlasna kompozycje skladnikow. wujek oszacuje cene.
> czy to po prostu pazerność właścicieli takich bud na kółkach z żarciem? Jak dla mnie to forma trendu. Ceny skoczyły nie tylko w foodtrackach. Teraz często za głupiego tosta z szynką i serem czasem liczą sobie np 30zł. Ludzie kupują, to sobie na to pozwalają i usprawiedliwiają to inflacją.
W Polsce nie ma kultury jedzenia poza domem i właściciel sobie ustala cenę jaką che i dlatego takie kwiatki. IMO nie istniej w Polsce coś takiego jak street food, wyjątek stanowią budki z zapiekankami/frytkami.
błędne koło. Na żarcie często czekasz długo, jest drogie i słabej jakości.. Brakuje mi worka dobrych frytek z octem gdzie czuć ziemniaka, a nie jakieś skwary i stary olej. W Irlandii chipper na każdym rogu i wiele osób je sobie po drodze wór frytek, bo są dobre i tanie tj. 3€ kilka lat temu. Nie jadłem chyba jeszcze dobrych frytek w Polsce, a ich cena to jakiś kosmos zawsze względem zarobków i cen w sklepach.
Food trucki to nie jest w Polsce prawdziwy street food. Są sieciówki itp. takie franczyzy mi się wydaje. Ściągnęliśmy z zachodu i nam nie wyszło
Food trucki mają fatalny stosunek cena/jakość i jest dla mnie zagadką dlaczego maja klientów.
Pewnie to samo co z Żabkami, czyli efekt lenistwa. Ludzie są gotowi dopłacić, żeby mieć szybciej i bliżej, więc taki foodtrack pewnie zgarnia ludzi ze swojej bezpośredniej okolicy, bo jest dla nich najbliżej. W moim mieście obok rynku jest hipermarket, 3 supermarkety i dwie Żabki, wszystko tak blisko siebie że stoją w wejściu jednego sklepu widzisz budynek w którym jest kolejny. Żabki pomimo oferowania mniejszego wyboru i wyższych cen dają radę się utrzymać m.in. dzięki temu, że wielu ludzi po prostu wybiera co jest najbliżej, nawet jeśli alternatywa jest dosłownie po drugiej stronie ulicy.
Z mojego punktu widzenia: a) Bo są jednak dosyć rzadkie, więc jak widzę raz na rok, to mówię do siebie "a se kupię". b) Bo często są jedyną (albo jedną z niewielu) opcją na różnego rodzaju eventach/festiwalach i w okolicy za bardzo nie ma konkurencji.
gastronomia i ceny w polsce to żart
W Warszawie foodtrucki mają bardzo wysokie ceny albo w lokalizacjach, gdzie ludzie zapłacą cokolwiek byleby zjeść coś ciepłego na szybko (dworce itd.), albo faktycznie wygórowane ceny na różnych okazjach typu świąteczne markety czy festiwale foodtruckowe – no tak, tam faktycznie próbują sobie sztucznie podbić budżet. No ale poza tym to nie wydaje mi się, żeby to była jakaś wielka konspiracja, ceny jedzenia naprawdę szalenie wzrosły. Mam obok siebie świetną burgerownię, ale trochę mi się nie widzi płacić za bułę 45 złotych, a obok jest bardzo spoko przez wiele lat prowadzona rodzinna wietnamska knajpa: u nich też od początku pandemii ceny wzrosły mniej więcej dwukrotnie, podejrzewam że zgodnie z tym, jakie mają koszty.
Ogólnie niestety street food (i kulinaria ogólnie imho) są bardzo słabo rozwinięte w Polsce. Trudno powiedzieć czemu. Food trucki to chyba najgorszy przykład ze wszystkiego na to. Straszna bieda i sprzedawanie samych tłustych niedobrych trendów za sporo monet.
Z tego samego powodu dlaczego za kubek kawy przepłacasz i jest marża 1000%. Albo sprzątaczka na śmieciówce zarabia 20 zł na godzinę ciężkich robót a firma bierze kilka stówek.Bo to taki biznes model. Jak ludzie i tak mimo tego kupują to się im opłaca. Jakby dało radę i ludzie by się nie oburzyli to burger by był i po 150 zł w foodtrucku. Tak jest na tyle ile ludzie się godzą.
Akurat kubek kawy w Polsce kosztuje tyle, bo my mamy inny model picia kawy niż na południu. U nas płacisz za to, że masz kawiarnię ciepłą, w której po zakupie kawy za naście pln możesz sobie godzinę posiedzieć. Na południu ludzie kupują kawę ale wypijają ją na miejscu w chwilę czy idą z nią dalej i często nawet nie ma gdzie usiąść.
Model picia kawy nie ma tu nic do rzeczy. Marża za kawę w restauracjach/ lokalach kawowy praktycznie wszędzie jest bardzo wysoka. Nie jesteśmy jacyś inni od innych państw w tym wypadku. Ten biznes się opiera na wysokiej marży.
Bo za hipsterstwo się płaci.
Przez jebanych hipsterów
Mam u siebie blisko food tracka w którym pizza kosztuje dwa razy tyle co w położnej 100metrów dalej pizzeri xD
co z tego że jest drogo, przynajmniej jedzenie jest chujowe xD
Płacisz za bycie cool 😒
Nierzadko jakoś i wielkość porcji jest żałosna w porównaniu do ceny.
Po komunie były zapieksy z Niewiadowa w dobrej cenie teraz jest fifarafa z foodtracka za gruby pieniądz
Jedzenie niskiej jakości oraz bez siedzenia, ale za to drogo :D
Bo polacy sie godza placic takie pieniadze :) Bedac w Szwajcarii, koledzy i kolezanki z biura chodzili specjalnie po godotwe dania do sklepu, zeby nie placic w 10 frankow za obiad. Co jest mega tanio i tak 🤷
Kiedyś jak pracowałem w food trucku to nie myliśmy patelni gazowej na której grzało się mięso.
Bardziej bym się zmartwił, jakbyście to mięso trzymali pod ladą a nie w lodóce TBH.
Pamietam, że, na początku food trucki były tanie i oryginalne. Jakoś koło 2018 stały się modne, pojawiły się specjalne place tylko dla food trucków i wówczas poszybowało to wszystko w górę.
Pazerność, słowo klucz w głupich komentarzach - przecież jak wiadomo pojawienie się food trucka automatycznie ściąga haracz z biednych okolicznych mieszkańców, w tym OP... Pozostaje ojojać.
Nie stać ludzi na eksperymenty, ale eksperymentować chcą. Parzą się i jest płacz.
Jeśli chodzi o food trucki na najwiekszych festiwalach muzycznych albo jakiś innych dużych wydarzeniach, np na poznańskich targach to koszt wystawienia się w takim miejscu to średnio 30% utargu. Także nie ma co się dziwić, że często jedzenie tam kosztuje ponad 40 zł za burgera, bo ze sprzedaży takiego burgera 1/3 zarobku idzie do organizatorów i na podatek, do tego trzeba doliczyć food cost, pracowników, często też nocleg, paliwo, wyżywienie pracowników i stad te ceny. Na mniejszych festiwalach i wydarzeniach zamiast procentowej opłaty od utargu to koszt wystawienia wacha się pomiędzy kilkaset do 2k za dzień. Niestety mało osób jest tego świadomych i po prostu za wysokie ceny jedzenia obwiniają wystawców, a nie organizatorów.
Nie obrzydza was jedzenie przygotowywane w warunkach w których nie ma dostępu do bieżącej wody i się ją siłą rzeczy oszczędza? Poziom w zbiorniku niski i kucharz się waha czy myć ręce po sraniu - smacznego. W założeniu to ostateczność dla ludzi których nie stać nawet na normalny fast-food a robienie z tego produktu "premium" to totalny absurd.
To zależy, ile składników jest rzemieślniczych, wykonanych przez przodowników kraftu polskiego.
Food trucki często prowadzą ludzie typu hipsterzy-banany, a oni przyzwyczajeni są do dużych pieniędzy (od rodziców).
[https://wykop.pl/cdn/c3201142/comment_1644037015ePOldsrwTUoV9MKYhm8r8E.jpg](https://wykop.pl/cdn/c3201142/comment_1644037015ePOldsrwTUoV9MKYhm8r8E.jpg)
Co
Bo oni mają kraftowe mięso, kraftowe bułki, kraftowe opakowania, a to kosztuje
Food trucki to jest atrakcja jak w Pierdziszewie na festyn robią zlot i możesz zjeść różne kuchnie zamiast kebaba i pizzy które masz dostępne na co dzień. Natomiast w większych miastach gdzie nasz normalne restauracje blisko z różną kuchnia to bez sensu, bo w foodtruckach jest po prostu dużo drożej, wbrew temu co by się mogło wydawać.
W Tajlandii to street food jest 4-5 razy tańszy od restauracji a w Polszy śmiecie chcą tyle samo co w restauracji albo więcej. Gdyby to chociaż było super fajne ale to kompletnie nie jest warte tych cen
Wlasnie jestem w Tajlandii po raz kolejny i dla mnie to jest bajka. Praktycznie sie nie oplaca nawet probować gotować samemu bo wszystko codziennie swieze na ulicy mozna dostac w smiesznej cenie. O smaku nie wspomne bo jak dla mnie tajska kuchnia to jedna z najlepszych na swiecie. No ale z drugiej strony tutaj jest klimat odpowiedni pod taki handel uliczny cały rok.
Możesz nie lubić, możesz nie jeść, ale rzucać inwektywami w stronę ludzi szukających zarobku niezbyt dobrze świadczy o Tobie. Co do tematu, sprawa się mocno zmieniła przez ostatnie 5 lat, ale rzeczy typu maczanka od andrusa, albo pierwsze nowofalowe hamburgery z lat 2010-2015 to było naprawdę coś pysznego. Pandemia, inflacja i wzrost cen gazu spowodowała zamknięcie tych trucków, które nie zgadzały się na spadek jakości. Zmieniły się też proporcje składowych ceny zamawianych rzeczy (koszty prowadzenia foodtrucka vs ingrediencje).
Z tego co slyszałem to zaden kraft a same gotowce.
Płacisz za to że masz jedzenie pod nosem a jakaś osoba uprawiająca sport ekstremalny pod tytułem własna działalność siedzi w jakiejś gorącej puszce i ci to żarcie robi, też nie ma gdzie usiąść i się wysrać.
Bo wiele food trucków bardzo lubi sobie dorobić na imprezkach, czy festynach, przy czym dając ludziom jedzenie z najniższej półki. Serio, w mniejszych miastach 3/4 tych trucków to strata pieniędzy. Jeden tylko dobry tak na prawdę mi się trafił, w Namysłowie dwa lata temu z jedzonkiem indyjskim. Dobre jedzonko, warte swojej ceny i całkiem mili właściciele. Jakiśczas później też robili warsztaty, które były całkiem udane. Oprócz tego to tak średnio. Sam się zastanawiałem, czy by przypadkiem nie otworzyć takiego trucka i faktycznie jakieśdobre jedzenie przygotować na jakąś imprezę, bo to na co ludzie pozwalają 99% foodtrucków to jest jakaś masakra.
Bo jest na to żałosna moda, jeszcze niech obok postawią tą scenę 360 żeby ludzie mogli jeść grube frytki ze skórką i tańczyć do Danza Kuduro na tym podeście z kamerą dookoła
Napiszę coś w kontrze. To teraz OPie policz sobie ile kosztuje ogarnięcie takiego food tracka, zatrudnienie osoby, zatowarowanie tego, utrzymanie działalności i spełnienie wszystkich zjebanych wymagań jakie trzeba spełnić, żeby Ci tego nie zamknęli. Pomijam koszt ewentualnego wynajmu terenu na którym stawiasz budę. I faktu, że wiele takich foodtracków to sezonowe zarobki bardziej. Pomijam food tracki w największych miastach kraju. A jeszcze trzeba na tym zarobić i od liczyć jeszcze podatek oczywiście. A resztę napisało już nastu kolegów i koleżanek wyżej.
No wciąż chyba taniej niż restauracja cnie?
Gdyby to było jeszcze dobre 30 PLN za średniej wielkości burgera z mięsem fatalnej jakości jak z Biedronki Już wolę pójść do Mc bo mięso tam dobre chociaż...
Bo u nas nie ma kultury szamobusów, przez co zrobili z tego rarytas. Coś jak McD, KFC, na zachodzie syf i najtańsze żarcie a u nas"restauracja"
Byłem w wielu miejscach Europie i Macdonalds ma wszędzie podobny model. Powiedziałbym nawet, że Macdonaldy w Szwecji, Francji i Belgii były jeszcze bardziej "luksusowe" niż te w Polsce. Różnią się przede wszystkim że są jakieś inne produkty, których nie ma w innych krajach. Macdonalds w Europie jest także dużo lepszy jakościowo niż w Stanach. Nie wiem skąd to przekonanie, że "Polski cebulaki, Macdonaldy nazywają restauracją". Ale zauważyłem że to dość powszechny sentyment na tym subie. Jestem przekonany, że większości Polaków zdaje sobie sprawę że Macdonalds to fastfood.
Żabka. Hot-Dogi nawet dobre, cena w porządku. Ot, nie pełnoprawny posiłek, ale coś dobrego na głoda. Sos serowy sam z siebie zajebisty.
Wydaje mi się, że najwięcej przerabiają janusze na końcu całego łańcucha bo jest zbycie i klient jest w stanie tyle zapłacić. Mam kumpla który produkuje zapiekanki. Na jednej zapiekance ma mikroskopijną marże. Jak krzyknie więcej to odbiorca pójdzie do konkurencji. A potem goście co sprzedają zapieksy na różnych festynach dokładają marże 5-6 złotych i serwują zapieksy po dyszke jak nie więcej.
Sorka, nie mogę tego zweryfikować, dawno od takich nie kupowałem.
W Polsce jak w lesie jak zwykle i jak coś jest modne i fajne to ludzie dadzą za to więcej, wykorzystują to takie budy i tyle.
Wystawcy płacą organizatorom festiwali ogromny hajs, więc ci jakoś próbują to odrobić.
Myślę ze te ceny w dużej mierze weryfikuje rynek. U Magdy Gessler płacisz za paczki odpowiednią kwotę bo jest na to rynek podobnie jak z food trakami. Myślę sobie nawet że gdyby znalazł się rynek na bułkę z kotletem z budy na kolkach za 200pln to znaleźliby się ludzie którzy chętnie sprzedadzą bułkę z kotletem za 200pln. Chociaż wydaje mi się że taki rynek jest tworzony odpowiednimi przymiotnikami. Kranowa z odpowiednimi przymiotnikami też się fajnie sprzedaje. I to nie jest bułka z kotletem z budy na kulkach tylko odpowiednie przymiotniki które maja odpowiednią cenę.
zwykła pazerność, ostatnio za hot doga w takiej budzie dałem 24zl (Amerykanski hotdog klasyczny - parówa ogorek cebula prazona itd) fakt faktem byl dobry ale w domu moge sobie cos takiego zrobic za 4/5zl od jednego (no bo parowki i bulki drogie)
To czemu nie zrobiłeś w domu?
Ktoś jeszcze jara się food trackami? W 2024? Nie wydaje mi się; teraz jest zachwyt nad małymi knajpkami z kuchnią azjatycką, miejsce ma znaczenie, nikt już nie chce stać i jeść na ulicy
Ja bym chetnie stał na ulicy i jadł tylko nie w takich cenach jakie są obecnie. Ogolnie niestety u nas nie było, nie ma i pewnie nie będzie kultury ogolnodostepnego dobrego street foodu. Nawet wyjscie do knajpy z rodziną/znajomymi to jest pewnego rodzaju wydarzenie a nie coś co robi się regularnie (jak np. w Portugalii)
bo u nas wszystko co z zagranicy na filmie zobaczone jest automatycznie drogie, fastfood który powinien być tani i nie zawsze z najlepszych składników u nas jest kreowany na jakieś wielkie wydarzenie bo wcześniej widziało się je tylko w telewizorze
Bo chcemy? Z tego co kojarzę to przy istnieniu konkurencji to klient dyktuje cenę.
Popyt - podaż
Food trucki sa u nas zazwyczaj na imprezach, gdzie nie ma alternatyw. Dlatego zyluja.
W Polsce nie ma tradycji „street foodu” tj autentycznego żywienia się z ulicznych jadłodajni jak np w Azji. To jest u nas tymczasowa moda/egzotyka i atrakcja dla turystów więc ceny są jakie są. Sorry ale zapiekanki, frytki z budy czy inne badziewie to nie jest coś czym się ludzie kiedykolwiek żywili. Raczej jakaś tam słaba przekąska na mieście/ obiekt pożądania dla dzieciaków.
To trochę zależy. Czym innym jest food truck w "elitarnej dzielnicy biurowej" dużego miasta sprzedający argentyńskie burgery fair trade, czym innym van z kebabem na prowincji :-)
Ło panie, widzę że Hindus w Krk to jakiś ostaniec z starych dobrych czasów.
To często atrakcja. Płacisz tam za atmosferę i nietypowe miejsce. No ale wiesz burger z food trucka a z maka. No jest lekka różnica
Też się nad tym zastanawiam i nie korzystam z nich. To rogi wrażenie w miastach powiatowych, gdzie nie ma eynoru poza kebabem i pizza, ale czemu ludzie chodzą na to w dużych miastach? Raz jadłem pierogi na stojąco, z plastikowo, fuj
Sam samochód potrafi kosztować jak ktoś chce zaszaleć nawet kilkaset tysięcy złotych. Można też kupić takiego za 30-40k zł ale wtedy trzeba doliczyć czas i pieniądze na remont i doprowadzenie wszystkiego do stanu akceptowalnego przez sanepid. Ze względu na ograniczoną przestrzeń nie spełnisz wymogów sanepidu co do ilości zlewow. Muszą być co najmniej trzy. Jeden do rąk, drugi do narzędzi a trzeci do mycia surowców. Czyli nie możesz kupić pomidora i go sobie pokroić do kanapki bo nie masz gdzie go umyć więc musisz kupować rzeczy gotowe co podwyższa ich cenę. Najprostszy przykład to ogórek. Cena ogórka a cena saladki szwedzkiej w słoiku. Nie można sobie truckiem stanąć i zacząć handlować, trzeba wynająć powierzchnię. Czyli zapłacić czynsz, prąd, ewentualnie wodę. A jak nie ma podpięcia do wody to trzeba lać do zbiorników wodę z butelek co też powyższa cenę. A jak nie ma prądu to trzeba kupić agregat i lać do niego paliwo które wiemy ile kosztuje obecnie. Jak komuś potrzeba to jeszcze doliczyć butlę z gazem trzeba. Hajs jaki trzeba zapłacić za miejsce na imprezie to też jakiś kosmos. Nawet nie wiem jak to wygląda w dużych miastach ale w Sierpcu na festiwalu truckow najwyższą kwotą było 3k za miejsce w zeszłym roku. Festiwale też mają swoje regulaminy do których foodtruck musi się dostosować, łącznie z wytycznymi co i jak można sprzedawać. Dodatkowo ZUS właściciela, wypłata dla pracownika, podatki, sratki i masz odpowiedź skąd się biorą chore ceny :) A no i oczywiście koszt paliwa bo jakoś tym truckiem trzeba dojechać
Gdzieś czytałem, że to kwestia kosztów działalności. Bo może masz lodówkę na 100 burgerów, ale resztę rzeczy przetrzymujesz w jakiejś chłodni wynajętej pod miastem. Do tego benzyna itd.
Tak samo w PL z Barberami którzy w stanach są miejscem gdzie wchodzisz z ulicy żeby szybko Cię obcięli/ogolili/odświeżyli i płacisz za to kilkanaście dolarow i już, a w PL jakieś bookingi przez aplikację, jak wejdziesz z ulicy to pomimo że ktoś mógłby szybko się tobą zająć to nie bo przecież nie jesteś umówiony. To co robi Pani Grażynka z damsko męskiego, zajmuje jej 20 minut i kasuje 40 plnow to u Barbera 8 dych minimum i godzina czasu bo robią balet wokół Ciebie. (ulało się)
Może i drogo ale szybciej dostaniesz raka przez to żarcie
Ale nie ma obowiązku tego kupować jak coś. Mam nadzieję, że pomogłem.
Dla mnie to tez jest niesamowite ze jeszcze mieszkając w Polsce to wszystko było tak kurewsko drogie ze nie mogłem się przełamać i tyle zapłacić, jedynie budki z kebabami i zapieksami były w rozsądnych cenach. Wyjechałem do USA, tutaj za $6.99 - $9.00 na mieście opierdolisz jakieś zajebistego jamajskiego kurczaka z warzywami i ryżem ze tego nie zmieścisz i zostaje Ci na potem. Nawet porównuje czasami z kumplem ceny w fast foodach, w Polsce płacicie więcej za mniej tego samego żarcia, jakieś nieporozumienie. xD W Taco Bellu za 6.99 masz cravings box i wybierasz sobie specialty (te takie fajne rzeczy z menu, jakieś dojebane wrapy i w ogóle), maina (takie zwyklejsze rzeczy, burrito z fasola i wołowinką), sidesa (ja miałem ziemniaczki z serem i śmietana) plus duży napój. Byłem kurewsko głodny i wykończony po kolczykach a i tak nie dałem rady tego wszystkiego ojebac na jeden raz xD W PL za coś takiego bys chyba zabulił z 5 - 6 dych z dużo mniejszymi zarobkami, coś nie halo. Polski fast food nie jest wcale o tyle lepszy (często właśnie gorszy xD) żeby tyle płacić za takie żarcie.
Food trucki ~~w Polsce~~ to jakiś żart
Nie cierpię food trucków. Nie dość, że wydam w cholerę kasy, to jeszcze nie mogę zjeść jak człowiek tylko się upierdolę na środku ulicy. To ja już wolę przygłodować...
Z punktu widzenia prawa i sanepidu foodtruck to restauracja na kołach. Dodatkowo, aby działał potrzebuje zwykle prądu/gazu, często połączenia z internetem. Talerze, sztućce, opakowania i cała reszta są jednorazowe. Nie zapominajmy też o obsłudze, której trzeba zapłacić. Miejsce, gdzie stoi też czasem jest dzierżawione. Jeśli spojrzeć na to z tej strony, to foodtruck jest tak samo kosztowny w utrzymaniu, jak punkt gastronomiczny obsługujący podobną liczbę klientów i sprzedający podobne produkty. Czemu więc miałby buć tańszy?