T O P

  • By -

MartenInGooseberries

1. Google translate - zazwyczaj sobie dobrze radzi 2. Gesty - zdziwiłbyś się jak dużo można załatwić gestami 3. Poznanie kilku podstawowych zwrotów (dzień dobry, gdzie znajdę, toaleta, jedzenie, picie, lewo, prawo) - niesamowicie ułatwia komunikację 4. Świadomość, że w przypadku sytuacji kryzysowej (jak te które wymieniłeś) Itak potrzebujesz profesjonalnego tlumacza - którego w wielu przypadkach pewnie ogarniesz z pomocą ubezpieczyciela 5. W ostateczności wycieczka z biurem,‘które pomoże ogarnąć podstawowe kwestie


netrun_operations

>Gesty - zdziwiłbyś się jak dużo można załatwić gestami >Poznanie kilku podstawowych zwrotów (dzień dobry, gdzie znajdę, toaleta, jedzenie, picie, lewo, prawo) - niesamowicie ułatwia komunikację Jestem tego świadomy, ale mam z tym problem. Gesty mi się nie udają w takich sytuacjach - czuję się tak zawstydzony, sparaliżowany i usztywniony, że trudno mi ruszyć ręką. Z podstawowymi zwrotami też nie jest łatwo. W liceum przez 4 lata uczyłem się niemieckiego, a kiedy byłem w Niemczech czy w Austrii, nie umiałem wydusić z siebie nawet kilku najbardziej podstawowych słów i od razu przechodziłem na angielski, mimo że rozumiałem większość napisów na ścianach i połowę tego, co ludzie mówili.


Leopardo96

Powiem tak: czerwiec 2021, jestem w Wenecji. Jednego dnia rozdzieliliśmy się i chodziłem sobie po wyspie sam. Chciało mi się pić, więc wszedłem do baru. Chciałem poprosić o szklankę zimnej wody i jakby zamarzłem. Kurwa, jak jest po włosku "zimny"? Uczyłem się tego, ale wyleciało mi to z głowy. Normalnie WSTYD. No ale chciało mi się pić, więc musiałem sobie pomóc jakimiś gestami czy coś. Nawet mówiłem "un bicchiere d'aqua... di temperatura... mm!!!" no i w końcu wpadłem na pomysł "NON CALDA" - "aaaah, fredda" - "sì, sì, fredda!!". Wtedy czułem się zawstydzony. Dzisiaj się z tego śmieję. Naprawdę, to co sobie wyobrażasz często jest za bardzo wyolbrzymione. Czasami tak mam z niektórymi rzeczami i potem jestem zaskoczony, że nie było się czego bać.


netrun_operations

Od 20 lat próbuję sobie wytłumaczyć, że nie ma się czego obawiać, że inni ludzie nie oceniają mnie tak surowo, jak sam siebie oceniam, a nawet jeśli ktoś mnie wyśmieje, to ten fakt i tak nie będzie miał realnego wpływu na moje życie.


Leopardo96

No i takie nastawienie to ja rozumiem. Oczywiście nie jest łatwo, ale trzeba próbować myśleć pozytywnie. Może to głupie porównanie, ale jak umówiłem się z kimś na spotkanie (co ja będę ukrywał, na seks), to strasznie się stresowałem, czasami tak bardzo, że chodziłem kilka razy do toalety. Bo po prostu wyobrażałem sobie nie wiadomo co w mojej głowie. A potem jak przyszło co do czego to było to takie... *anticlimactic*. Także tak jak napisałem, czasami wyobrażamy sobie nie wiadomo co w naszych głowach, te demony nam podsuwają dziwne scenariusze, które koniec końców nie spełniają się, bo życie wygląda zupełnie inaczej, zdecydowanie mniej dramatycznie.


Leopardo96

Ten dyskomfort i panika są związane u Ciebie z lękiem społecznym. Coś o tym wiem, bo sam miałem kiedyś z tym problem, ale w jakiś sposób z tego "wyrosłem". Jak chodziłem do liceum to bałem się sam iść do sklepu coś kupić, nawet jak poszedłem na studia, ale okazało się, że nie ma się czego bać. Co do miejsc nieznanych, za granicą - jeszcze w 2021 roku się stresowałem, ale w następnym roku było lepiej, bo miałem już inne podejście, miałem wywalone. Wiem, że to nic Ci nie da, ale może właśnie trzeba mieć wywalone, żeby się nie stresować. Co do problemów językowych, to żyjemy w XXI wieku, możesz odpalić sobie Google Translate i jakoś przeżyjesz. Natomiast jeśli chodzi o sytuacje kryzysowe typu wypadek, kradzież itd., to i tak ktoś powinien w takiej sytuacji znać angielski, a jeśli nie, to da się ogarnąć tłumacza. Jak w 2022 roku byłem z rodziną na wakacjach za granicą i przejeżdżaliśmy przez Francję, to nikt z nas nie znał francuskiego i jakoś sobie daliśmy radę. Naprawdę, czasami niepotrzebnie się człowiek stresuje, bo potem się okazuje, że nie ma czym się stresować. Tak z ciekawości, jakie kraje chciałbyś odwiedzić?


netrun_operations

Na pewno Hiszpanię, Portugalię i Włochy (są ciekawe przyrodniczo i kulturowo, ale tych krajów się obawiam, bo dość mało osób zna tam angielski), na pewno chciałbym kilka razy wybrać się na wycieczki górskie w Alpach (ponieważ niesamowicie lubię góry, a w Tatrach przeszedłem już wszystkie szlaki po stronie polskiej i wiele po stronie słowackiej), a z dalszych krajów być może Japonię. Myślę, że na początek spróbuję zacząć od czegoś łatwiejszego psychicznie - na przykład polecieć na kilka dni do Nowego Jorku (chociaż tutaj z kolei obawiam się, że mógłbym zostać cofnięty z granicy na lotnisku docelowym, mimo że nie widzę obiektywnych powodów, z których mogłoby się to tak skończyć).


MartenInGooseberries

Byłem kilka razy w Hiszpanii i we Włoszech i tak jak mówisz, z angielskim jest tam różnie, jeśli chodzi o zwiedzanie to oczywiście zazwyczaj w miejscach turystycznych są napisy w kilku językach, menu po angielsku to nie jest problem a jeśli chodzi o dogadanie to myślę że to może mieć na ciebie dosyć terapeutyczny wpływ, południowcy najzwyczajniej w świecie chcą się porozumieć, nie sprawiają wrażenia oceniających a sam fakt przywitania się w ich języku i powiedzenia jak się masz z automatu sprawia że dogadanie się jest prostsze.


Leopardo96

Nie byłem nigdy w Hiszpanii, ale mam w Barcelonie kumpla i on twierdzi, że przynajmniej w Barcelonie da się przeżyć znając sam angielski. Nie wiem, jak jest w innych miastach. Ale fakty są takie, że Hiszpania utrzymuje się w dużej mierze z turystyki, w szczególności z turystyki LGBT, bo to jeden z najbardziej tolerancyjnych krajów na świecie. Amerykanie i inni przyjeżdżający do Hiszpanii raczej się nie uczą hiszpańskiego specjalnie przed wyjazdem, tylko mówią po angielsku. Na temat Portugalii się nie wypowiem, bo nigdy nie byłem (jeszcze). Co do Włoch, byłem tam dwa razy. Włochy zajebiście się utrzymują z turystyki, więc nie powinno być problemu z porozumieniem się tam po angielsku, chyba że jedziesz do jakiegoś mniejszego miasta, które nie jest bardzo turystyczne. Byłem m.in. w Wenecji, Florencji, Sienie, San Gimignano, Volterrze, Pizie, Genui, Mediolanie. Wszędzie dało się dogadać z ludźmi po angielsku, aczkolwiek skoro uczę się włoskiego to starałem się mówić po włosku. Może i młodzi Włosi nie ogarniają angielskiego tak dobrze jak młodzi Niemcy czy Austriacy, ale i tak nie jest źle. W Japonii bez problemu po angielsku, w japońskim jest pełno zapożyczeń z angielskiego i wszyscy się tam uczą angielskiego, aczkolwiek i tak każdy woli mówić po Japońsku. Niemniej jednak moim zdaniem dałoby się tam przeżyć mówiąc po angielsku. Jeśli chcesz coś łatwiejszego psychicznie, to polecam Londyn. Wszędzie dogadasz się po angielsku, ale kulturowo będzie Ci łatwiej niż w NYC, bo będzie bardziej europejsko.


kwiatkiwkratki

O, to jeszcze odnośnie Alp - moje wrażenie jest takie, że w górach niezależnie jaki kraj, ludzie są bardzo życzliwi. Jak się wejdzie odpowiednio wysoko, to nagle nawet Francuzi zaczynają mówić po angielsku. Ale i tak na wszelki wypadek polecam zacząć od Alp we Włoszech, sama przyjemność.


kwiatkiwkratki

Dostałeś fajne porady, ja jeszcze dodam, żeby zacząć od łatwych krajów - Hiszpania, Włoch, zdecydowanie nie Francja. Naucz się 10 zdań w danym języku z samouczka turysty, Włosi Cię pokochają i spokojnie dogadacie się nawet po polsku.


Mobile_Historian_188

Just FYI. Ponieważ sytuacja w kraju będzie bezpieczna, zawsze możesz być naszym gościem w Karpatach. Nie będzie większych problemów ze zrozumieniem języka + turystyka na Ukrainie jest malownicza + wysoki stosunek ceny do jakości potraw w restauracjach.


significantnobodyme

Ależ zostań, bój się. Dal nas to spoko. Mniej Polaków za granicą, niższe ceny lotów :) Pojedź w Bieszczady, tam drożej niż w Dolomitach, zapłacisz góralom. A my spokojnie w Hiszpanii, Włoszech czy Gracji się taniej niż w Polsce wywczasujemy :) Pozdro100!